W swoich rozmowach z Agą Kacprzyk pod tytułem „Wolno(ść)” wspominałam już niejednokrotnie, że 2016 rok była dla mnie rokiem szczególnym. Zamieszkałam wtedy w swoim wymarzonym domu w Idzbarku, a do swojego miejsca na ziemi niejako w pakiecie wniosłam załamanie nerwowe i wypalenie zawodowe.
W tym czasie zaczął mnie odwiedzać mieszkaniec Idzbarka, trzynastoletni Kacper. Pewnego dnia, w swojej bezradności, wręczyłam Kacprowi kilka ząbków czosnku prosząc o obranie ich. „Wiesz jak to się robi?” – spytałam. Usłyszałam odpowiedź zaprzeczającą, więc spytałam, czy Kacper nie pomaga w domu w kuchni. „Nie, nikt mi tego nigdy nie zaproponował.” Tego dnia zrobiliśmy wspólnie hummus z żurawiną. Po tej wizycie Kacper nie kazał na siebie długo czekać. „Ciocia, co tym razem zrobimy? Może koktajl?” Było wczesne lato, zrobiliśmy czerwone smoothie. Kto czyta mojego bloga „Zdrowy Wieśniak meets Virginia Woolf” może pamiętać taki wpis.
Tego lata spotykałam się także w kręgu kobiet w warszawskiej przestrzeni Menora, na tyłach nieistniejącej już Charlotte przy Placu Grzybowskim. Nasza grupa nosiła nazwę „3M – Mądrość.Miłość.Moc”, a celem naszych spotkań było nie mniej, niż próba zrozumienia, dlaczego przez świat przewala się globalny trend pogardy do kobiet i pierwiastka kobiecego w każdej osobie, przyrodzie, planecie. Były wśród nas m.in. psycholożki, dziennikarki, joginki, pracownice korporacji, szamanka, właścicielka wydawnictwa, znana edukatorka seksualna. Wczesnej jesieni z tego grona wyłoniła się czteroosobowa grupka, która zapragnęła działać doraźnie i prowadzić zajęcia, które będą pomagały żyć bardziej uważnie. Joga, mindfulness, pisanie dziennika i gotowanie – to były nasze tematy. Tak, ja prowadziłam zajęcia kulinarne.
Jesień 2016 roku upłynęła mi na podróżach po Polsce i m.in. na prowadzeniu warsztatów kulinarnych o tym, jak gotować „bez wszystkiego”, a do tego – sezonowo, regionalnie i niedrogo, wszakże uczyłam seniorki i seniorów województwa Mazowieckiego. Pierwszy cykl zajęć odbył się w domkach fińskich na warszawskim Jazdowie, kolejne warsztaty miały miejsce w małych miejscowościach pod Płockiem. Co to znaczy gotować „bez wszystkiego”? To oznacza dania bez glutenu, bez produktów z mleka krowiego, bez cukru i bez mięsa. Tak odżywiam się od niespełna 10 lat i taka dieta bardzo mi służy. Chciałam zaproponować kilka prostych dań, które każda osoba od czasu do czasu mogłaby włączyć do swojego menu. Zależało mi na podkreśleniu walorów rodzimych produktów, które wiele osób uprawia w swoim ogródku.
Warsztaty okazały się dużym sukcesem i pokazały mi, że gotowanie jest przestrzenią, w której fantastycznie da się mówić o patriarchacie – także z emeryt(k)ami na mazowieckiej wsi. Na moich warsztatach kulinarnych mężczyźni z zapałem kroili natkę pietruszki utyskując na to, że w domu nie mają wstępu do kuchni. Pewien starszy mężczyzna, którego syn mieszka w Warszawie, powiedział z dumą – „zrobię to dla syna, gdy przyjedzie mnie odwiedzić”. Kiedy pewnego wieczora zmęczona wróciłam po wspólnym gotowaniu ziemniaków i grochu na kaflowej kuchni opalanej drewnem, zadzwoniła moja mama mówiąc, że co prawda widzi mnie w zupełnie innym miejscu niż wiejska remiza strażacka, ale że chętnie wesprze moje działania kupując mi Thermomix. Kacper nadal przychodził w odwiedziny i przygotowywaliśmy już coraz bardziej wyrafinowane dania.
Różnorodność płciowa warsztatów dla seniorek i seniorów dała mi do myślenia i w 2107 roku zgłosiłam pomysł warsztatów do projektu przeprowadzanego w Idzbarku. Nasze Stowarzyszenie Rozwoju Wsi – Idzbark, moja ojczyzna zagłosowało za tym pomysłem i w maju/czerwcu 2017 roku w idzbarskiej świetlicy odbyło się pięć spotkań, podczas których gotowałam z osobami z Idzbarka i Starych Jabłonek. Ten cykl odbył się w ramach działań międzypokoleniowych, a ja po cichu liczyłam też na wartość genderową, czyli na aktywizację chłopców w kuchni. Grupa okazała się dość pokaźna, a jej najwierniejszy trzon tworzyli nastoletni Kacper i Krystian. W różowych i kwiecistych fartuszkach kroiliśmy, miksowaliśmy, gotowaliśmy, smażyliśmy i nikomu nie przyszło do głowy skomentować negatywnie obecność chłopców.
Kiedy gimnazjum Kacpra organizowało bazar charytatywny dla zaprzyjaźnionej szkoły w Afryce, Kacper zaniósł tam wafle ryżowe z grecką pastą grochową „fava” według przepisu ze świetlicy.
W 2018 roku zaproponowano mi prowadzenie takich warsztatów w Pelniku i ponownie w Idzbarku. Szczególnie w przepięknie położonym Pelniku przepisy wegetariańskie cieszyły się dużym zainteresowaniem, wręcz entuzjazmem. Pewna pani gotowała wspólnie ze swoją prawnuczką. Na te wieczory jeździł ze mną – a jakże – Kacper. I poinformował mnie o tym, że jako dalszą ścieżkę nauki po gimnazjum wybiera technikum gastronomiczne.
Podobnie jak moja mama, ja – w 2016 roku jeszcze tłumaczka przysięgła i biegła sądowa – także nie wymyśliłabym sobie prowadzenia warsztatów o gotowaniu bez mięsa i glutenu. Nie prowadzę ich już, ponieważ inne obszary życia bardziej odpowiadają moim predyspozycjom i pasjom. Niemniej jednak te doświadczenia dają mi do myślenia. Jak sfera (po)żywienia i kulinariów ma się do wolności, którą Fundacja Sztuka Wolności ma w nazwie? Wbrew małemu poszanowaniu jakim obdarza się sztukę kulinarną dnia codziennego przypisując ją stereotypowym obowiązkom kobiet, jest to cenna wiedza i wyjątkowa umiejętność dająca wolność właśnie. Jak wolny może być człowiek, który potrafi ugotować sobie tylko przysłowiową wodę na herbatę? Dlaczego w patriarchalnych strukturach polskiego społeczeństwa takim podstawowym brakom samodzielności ludzkiej nadaje się szanowaną rangę jednocześnie dewaluując tradycyjnie kobiece umiejętności? A z drugiej strony – dlaczego bywa tak, że chłopcom i mężczyznom odmawia się dostępu do tej sfery życia i nie przekazuje się im wiedzy ani umiejętności?
Jest także inny wymiar tych warsztatów, o którym rozmyślałam także podczas czerwcowej „Nocy kwitnących wianków i Paproci”, na które to wydarzenie wraz ze współorganizującą je Małgosią przygotowałyśmy zdrowe dania – m.in. z dodatkiem ziół z idzbarskich pól. Mam na myśli kwestie ekologiczne i etyczne. W obliczu zagrożenia katastrofą klimatyczną, a także wobec niewyobrażalnego wręcz okrucieństwa, jakiego doznają zwierzęta w chowie przemysłowym, przyrządzanie prostych posiłków roślinnych z sezonowych i regionalnych produktów staje się wręcz polityczne.
Dlatego Fundacja Sztuka Wolności na stałe włącza do swoich działań obszar kulinariów.
Będziemy edukować, ale przede wszystkim – gotować i wspólnie biesiadować.
Kacper w czerwcu będzie zdawał egzamin końcowy. Zapytał mnie, czy moglibyśmy spotykać się na gotowanie, bo to w końcu ja „nauczyłam go gotować”. No więc spotykamy się. Jak napisała pewna Przyjaciółka Idzbarka, „i to jest TO – zapalić iskrę. I czasem tym momentem kształtujemy kogoś – w zwykłych gestach lub jednym zdaniem.”
Tak działa Sztuka Wolności.