Fremdschämen – to takie wdzięczne niemieckie słówko oznaczające uczucie wstydu w czyimś imieniu, za kogoś.
Takie uczucie ogarnęło mnie, gdy rozpakowałam nowy numer Vogue Polska, który przyszedł do mnie w prenumeracie. Wstyd nie jest jednak jedyną emocją, która się pojawiła. Są tam też złość, a nawet wściekłość, bezsilność i frustracja, a przede wszystkim – wielkie niedowierzenie.
Vogue Polska, o co chodzi? Czy to jakaś podróż w czasie do wczesnych tal transformacji?
Od kilku tygodni tysiące kobiet w Polsce angażują się w protesty, akcje, a nawet w pisanie pozwów w związku z orzeczeniem tego organu na temat ich – naszych – organów rozrodczych. Słuszna furia dotyczy patriarchalnych fantazji o tym, jakoby ktokolwiek mógł mieć władzę nad kobietą, jej seksualnością i prawami reprodukcyjnymi. Setki tysięcy ludzi wychodzą na ulice narażając swoje zdrowie, a nawet swoją wolność. Grupa kobiet pod znakiem Ogólnopolskiego Strajku Kobiet opracowuje postulaty do rządu, inna grupa wysoko wyspecjalizowanych kobiet-ekspertek pracuje nad rozwiązaniami prawnymi i pisze pozwy. W tym czasie, od miesięcy trwa kryzys w Białorusi, a liderkami ruchu opozycyjnego są kobiety. W USA kobieta obejmuje urząd wiceprezydenta, a słynny agresor seksualny powoli pakuje swoje zabawki i obawiam się, że w tym przypadku to wcale nie jest metafora…
Co robi Vogue Polska? Publikuje okładkę z nagą kobietą w szpilkach, trzymającą w dłoni racę. Jest Nią supermodelka Anja Rubik wystylizowana zgodnie z erotyczną estetyką zdjęć Helmuta Newtona.
Race i ręce opadają…
Okładka Vogue’a w moim odbiorze jest nie tylko przykrym objawem backlashu, czyli odwrotu od feminizmu, lecz także kpiną z tych tysięcy kobiet, które poświęciły czas, zdrowie i pieniądze, a ryzykują dużo więcej. Nie rozumiem tej okładki. Naga kobieta, światowej sławy supermodelka, z racą w dłoni, w oparach czerwonego dymu. To zdjęcie równie dobrze mogłoby znaleźć się na okładce prawicowej gazety. To zdjęcie jest niczym żywcem wyjęte z fantazji kibica, który rzucał kamieniami w tak zwanym marszu niepodległości. Podpisywanie tego motywu hasłem „Siła kobiet” jest zupełnie niedorzeczne. Przypominam, że zdjęcie ma odwoływać się do zjawiska, które spowodowało jedną z największych manifestacji, jaką widziała stolica Polski, a było to w październiku. Nie było tam nagich kobiet z racami.
Zaglądam do środka gazety, do materiału z Anją Rubik. Jest to kontynuacja stylistyki z okładki – czerwony dym, nagie ciało, pozy niczym ze zdjęć Helmuta Newtona, do których bohaterka i autorka autoportretów Anja Rubik odwołuje się wprost. Jest krótki wstęp wyjaśniający zamysł tej sesji i niejako racjonalizujący nagość. Tekst działa na mnie jak próba usprawiedliwienia słabej jakości performance’u artystycznego, który bez opisu ma całkiem inną – odwrotną – wymowę. I czuję niesmak. Pomimo niekwestionowanej pozycji Anji Rubik w świecie modelingu, ten materiał nie wydaje mi się godny łamów magazynu, który na okładce wrześniowego numeru pokazał młodziutką, nieletnią Afro-Polkę. Dwa wydania później mamy tu stylistykę Playboy’a z lat 90tych. Mamy erotykę jako komentraz do sytuacji, kiedy w szpitalach przeywają kobiety, które autentycznie boją się o swoje życie i zdrowie.
Pani Anjo! W materiale opublikowanym w Vogue pisze Pani „Ale ja uważam, że za moją rozpoznawalnością idzie odpowiedzialność.” Tak, zgadzam się. Była i będzie Pani na tylu okładkach magazynów. To Pani zawód, robi to Pani świetnie i nie bez powodu jest Pani jedną z najlepszych w tej dziedzinie. Fantastycznie! Gratuluję i autentycznie się cieszę. Jednak w tym momencie historii Polski i historii polskiego feminizmu Pani wizerunek na okładce Vogue’a, z takim nagłówkiem wydaje mi się po prostu nie na miejscu. To jest czas i miejsce dla kobiet, które na co dzień nie są słyszane, nie dysponują Pani rozpoznawalnością ani środkami finansowymi. To była okazja na pokazanie tych kobiet. Kobiet, które pracują w tle, po cichu, często za niewielkie pensje, a zmieniają ten kraj. Kobiet, których ciała nie wpisują się w kanon piękności. To jest miejsce na pokazanie kobiet w ubraniu i na zakomunikowanie młodej generacji, że siła kobiet to nie (tylko) pokazywanie się nago w gazetach, lecz także – intelekt, praca, wytrwałość, a że najważniejsze w tym wszystkim nie jest to, jak ta kobieta wygląda. Bynajmniej nie musi być Ona nagą supermodelką, aby mogła być uznana za silną, godną podziwu czy godną naśladowania. Siła kobiet polega dziś na tym, że każda z nas może podążać swoją indywidualną ścieżką i w tym celu nie musi już sprzedawać swojego ciała. Minęły czasy wyboru pomiędzy małżeństwem a prostytucją. Bardzo proszę, nie sugerujmy młodym dziewczynom, którym przyszło żyć w Polsce, w której za decydowanie o ich własnych ciałach grozi im odpowiedzialność karna, że mogłoby być inaczej.
Okładka i materiał na łamach Vogue Polska świadczą moim zdaniem o braku wyczucia i braku empatii. Zamiast tego wywołują wrażenie chęci podpięcia się pod zjawisko, które okazało się efektowne medialnie. Cała sytuacja pokazuje, jak głęboko zakorzeniony jest w Polsce nawyk kojarzenia kobiecości z erotyką, a ja zrozumiałam, że tak naprawdę poczułam się molestowana tą okładką. Otwierając przesyłkę nie spodziewałam się takiej treści na okałdce magazynu o modzie. Okładka przedstawiająca kobietę w sposób erotyczny w piśmie modowym wydaje mi się przemocowa w tym sensie, że ja prenumeruję pismo o modzie, a nie pismo erotyczne. Jestem jednak zmuszana do oglądania treści, z którymi w ogóle nie chcę obcować. Nie mam ochoty na konfrontację z czyjąś seksualnością, z erotyzmem innych osób, jeśli o to nie proszę.
Gdybym miała zamiar oglądać zdjęcia erotyczne, poszłabym na wystawę zdjęć Helmuta Newtona (akurat trwa w CSW w Toruniu) albo kupiła Playboy’a. Ja jednak zamówiłam Vogue – pismo o modzie. Zrozumiałam ten rozdźwięk dzięki rozmowie z młodą nastolatką, która napisała do mnie wzburzona i wstrząśnięta okładką nowego wydania magazynu, który lubi Ona oglądać. Ta reakcja pokazała mi, że mainstream zatracił wrażliwość na to, że wszechobecny erotyzm – nawet jeśli ktoś nazwie go „sztuką” – wchodzi w duchową, seksualną, emocjonalną przestrzeń odbiorczyń i odbiorców, które/którzy mogę tego nie chcieć. Dzieje się to bez pytania o naszą zgodę i bez naszej zgody, co gorsza, dzieje się to wobec osób, które jeszcze nie poznały ani nie oswoiły swojej seksualności. Uważam, że jest to przemoc seksualna wobec tych ludzi. Ta okładka przekroczyła granice dobrego smaku, ale też empatii – chociażby dorosłych kobiet wobec młodych nastolatek, które niekoniecznie są gotowe na oglądanie erotyki w przestrzeni publicznej – np. w kiosku, na okładce gazety. Uważam, że podział na treści dla osób nieletnich i pełnoletnich ma sens i należy stosować pewne rozgraniczenia.
Zadziwia i smuci mnie również wielka fala poparcia i podziwu dla okładki – w dużej mierze ze strony kobiet.
Mam wrażenie, że zacierane są granice, których nie wolno zacierać. Obawiam się, że brak szacunku wobec ciała kobiety, Jej seksualności i Jej godności ludzkiej jest potęgowany przez takie sytuacje, a przyczyniają się do tego osoby, które w świecie kultury popularnej uchodzą za osoby godne naśladowania.
Olga Żmijewska
Fundatorka i prezeska Fundacji Sztuka Wolności